"Dni" (czyli "złoty dokring" lub wspomnienie...
Dzień 0 - 15 II
Godzina 11:35. Jestem cholernie zmęczony. Dzisiaj pożegnałem się z Agnieszką. Wydaje mi się, że to jest tak, jak pożegnanie z osobą idącą na wojnę. Boję się o nią. Boję się, że nie wróci. Gdy się rozstaliśmy, zapłakałem dwiema łzami. Ostatni raz płakałem na jesieni. Nie czuję się nawet na siłach by spojrzeć na jej zdjęcie... Spojrzałem. Wydaje się być inne od obrazu Agnieszki w mojej głowie. Może to dlatego, że się uśmiecha... Umysł wydaje się spokojny. Na razie nie boli... Jak zamknąłem oczy zobaczyłem serię migawkowych obrazów z ostatniego roku. Pójdę spać. Zobaczę, co mi się przyśni...
Dzień 1 - 16 II
Tak, jak się spodziewałem - śniła mi się Agnieszka. Było to przerażające. Śniło mi się, że 15 II jakimś sposobem otrzymuję kartkę napisaną przez Agnieszkę. Pisze, że 16 II wieczorem, w tym, a tym miejscu zastanie ugryziona przez wampira. Umrze, ale jej świadomość przeniesie się 10 lat wstecz. Tym wampirem będę ja. Wyłem z rozpaczy, ale ona pocieszała mnie. Mówiła, że tak musi być, że mnie kocha i że za nic w świecie nie chce zmienić tego, co zajdzie. Świadomość, że już wtedy, gdzy mnie poznała wiedziała, jak to się skończy i przemyślenia z tym związane zrobiły z tego snu koszmar... Zakończenia nie wyśniłem - i dobrze. Wątpie czy by mi się spodobało...
Ok. 12:00, gdy szedłem na zakupy, ułożyłem sobie plan działania na wypadek, gdyby Agnieszka spróbowała, ale ktoś ją odratował... ...Teraz jest wieczór. Przez cały dzień towarzyszyło mi to uczucie, jakie miałem we śnie. NIe da się tego opisać. Poza tym "czułem zapach kopru". Jest mi źle. Czuję niemożność. Ciężko jest nawet pisać. Coś wbija mi ćwieki w okolice obojczyka. Jest mi źle. CHCĘ DO AGNIESZKIII!!!!!!!!!!!!!!!
Czasem czuję lęk, że gdy obudzę się rano i spojrzę na zdjęcie nad łóżkiem, to będzie ono puste, albo będzie na nim jakaś inna osoba. I nikt, oprócz mnie, nie będzie pamiętał o Agnieszce... Czas na kolejny koszmar...
Dzień 2 - 17 II
Dziś jakoś ani nic sięnie śniło, ani niezbyt dużo myślałem o Agnieszce. W związku z powyższym miałem dobry humor... Tylko jak wrócialm, to głęboko zamyśliłem się nad tym telefonem, ale neutralne "aha" rozwiało ewentualne wątpliwości. Teraz idę spać... Dobranoc kochanie...
Dzień 3 - 18 II
ZADZWONIŁA! W sumie wydawało mi się, że jest dobrze ale chyba coś bylo nie tak. Chciała żebym przyjechał. Chcę, ale nie mogę... Mówiła, że wieczorami jest najgorzej. Może to dlatego, że wieczorami o niej myślę... Ona chyba nie chce, żebym ją kochał. Czemu? Ręka odmawia mi posłuszeństwa. To boli... Chce mi się wyć. Tak po prostu wyć... Dziwne. Tak sobie pomyślałem o stygmatach. Coś mnie dziwnie... ...na środku dłoni. Nieważne..
Chcę żeby przyszła. Do mnie. TERAZ... Nie. Nie przyjdzie jest daleko... A moża jak ją zawołam to przyjdzie... Przyjdzie, prawda?... Czemu nie przychodzi? Czy już mnie nie kocha? [fragment nieczytelny] Nienawidzę siebie. Jestem kretynem, bezbarwnym skurwielem. Potrafię tylko niszczyć. Przynoszę same nieszczęścia. Jestem po prostu z... [fragment nieczytelny. pod koniec bazgroł równie nieczytelny]
Dzień 4 - 19 II
Cóż... Dzień dzisiejszy z pozoru nie był nadzwyczajny. Może poza tym, że prawie bez przerwy myślałem o Agnieszce. Trudno to sobie wyobrazić, nie? Wszystko co mi przyszło na myśl naychmiast kojarzył się z Nią. Nawet kiedy nie myślałem o niczym, to moje bezbarwne myśli w jakiś sposób orbitowały właśnie wokół Niej... Jak patrzę na jej zdjęcie to dziwne ciepło rozlewa mi się do serca... Jest 12:30. Zdawało mi się, że czuję, jak Ona właśnie teraz płacze. Chciałbym ją jakoś pocieszyć. Coś wyje z bólu. Ona potrzebuje pomocy... ... ...Już. Po wszystkim. Pomoc wysłana. Mam nadzieję, że dotrą. Chciałbym, żeby Agnieszka zasnęła spokojnie...
Dzień 5 - 20 II
Dziś pierwsza myśl jaka mi się pomyśliła była to myś o Agnieszce. Potem jednak inne - mniej ważne - rzeczy zaprzątnęły mi głowę. Jednak o 21:00 jak zacząłem tak nie mogłem przestać myśleć o niej. W końcu o 21:57 zadzwoniłem. Odebrała od razu.
NO I CZEGO JA SIĘ DOWIADUJĘ?! Zrobiał sobie ta banda pind i skurwieli laleczkę voo-doo! Okultyści kurwa od siedmiu boleści! Co oni se do pieprzonych ich maci myślą? Że co? Że niby ją, zasrane jebaki, spalą? Taaaak? Nie no, ja tym pierdolonym skurwysynom wezmę i kurwa żeliwne rury w dupy powtłaczam i gorącą wodę kurwa puszczę! ZAJEBIE!!!
Kogo tam wymieniła? Maciek, paulina, Ola... Kto jeszcze?... Nieważne. Rozpoczynam tworzenie machiny wojennej. Tu prosta ekipa do bitki nie wystarczy. Trzeba im zrobć sieczkę z osobowości, a nie tylko obcinać myśli przy wierzchniej warstwie podświadomości. Może postawię strachobombę... Albo lepiej! Dowierce się do pierwotnego strachu i po prostu pozwolę mu wypłynąć. Albo może by tak wypuścić Bestię?... Nie. To zbyt ryzykowne. Wtedy mogą się dziać rzeczy nieprzewidywalne... Więc stanęło na sieczce i strachu - to i tak wystarczy na takich cieniasów i słabeuszy...
Dlaczego?... Dlaczego Ona musi tak cierpieć? Ja nie chcę żeby cierpiała... Czy Ona każdy cios musi odczuwać stukrotnie? Przecież nie jest jakimś cholernym Prometeuszem, żeby cierpieć za całą ludzkość... Chciałbym żeby mi oddała to cierpienie. Chociaż część. Żeby jej ulżyło...
(Agnieszka. Kocham Cię. Śpij. I wstań rano - bez cierpienia...)
Dzień 6 - 21 II
Dziś rano zadzwoniłęm do Niej. Jest źle. Bardzo źle. Chce, żebym Ją stamtąd zabrał... Cholera jasna! Dlaczego nie mogę jej pomóc? Weźcie mnie demony! Weźcie mnie, a Ją zostawcie... Machina wojenna jest na ukończeniu. Jutro ją wyślę. Ekipa chyba dotarła. Nie ma ich u mnie, więc pewnie są u niej. Jak się dobrze sprawią to dam im urlop i zrobię imprezę przy ognisku...
Ból. Coś mnie gniecie. Przydusza. Chcę teraz być przy Agnieszce. Chcę śnić jej sny. I dopaść jej duchy. Spacyfikować i przepędzić...
Wspomnienia. Pamiętam, że chciałem Jej w sobotę robić ostatnie zdjęcie, bo myślałem, że już Jej nigdy więcej nie zobaczę... Dziś mówiła, że znowu chciała się zabić. To tak, jakby w ogóle się mną nie przejmowała. Ona naprawdę musi mieć mnie w dupie. Chyba mnie nie kocha, Nie może mnie kochać. Bo jakby buło inaczej, to czy mogłaby tak traktować życie? I mnie... Nie. Mnie to akurat możne tak traktować. Zasługuję na to. A nawet na jeszcze gorsze rzeczy. Przybywajcie demony! Jestem waszym śniadankiem!...
Dzień 7 - 23 II
Jest mi źle. Nie byłem na dworcu. NIe mogłem... Chciałbym wiedzieć, co teraz robi Agnieszka. Czy wróciła? Czy siedzi teraz w domu? Co myśli? Co czuje?... Właśnie postanowiłem przeczytać jeden z jej listów do mnie...
List nosi datę 16/17 lipca. Pisany w Jabłonnie. Jest "mało emocjonalny" - tak "na wszelki wypadek". W liście napisała, a raczej napomknęła, o tym, że "ktoś mieszka w jej pokoju". No super! To już 8 miesięcy, tak? A Ona mi nic nie mówi, TAK? No cóż - muszę się przyzwyczaić do tego, że nie będzie mi nic mówić. Od dzisiaj o nic nie pytam - niech sama mówi z własnej woli - co ja jąbędę przymuszał...
Następny list przytaczam w dość obszernej części.
Reszta tego listu jest zapisem fazy i nie ma większego znaczenia. Pozwolisz teraz, drogi czytelniku, że po raz pierwszy stwierdzę Twoje istnienie. Jakowoż muszę stwierdzić, że istniejesz, gdyż powyższy fragment listu wymaga właśnie Twej interpretacji. Zapewne zauważyłeś też, że 23 II powinien być dniem ósmym, nie siódmym. Otóż podkreślam, że, mimo licznych braków i niedomówień, w tym tekście błędów nie ma. Brak dnia 22 II też jest, mającym swoje znaczenie niedomówieniem.
Ale ja tu odchodzę od tematu! Bo oto kolejny list i kolejna odsłona:
Ja, dordzy czytelnicy, wiem dlaczego to pisała. Ponieważ wrzechświat wiedział, że nie lubię się wysławiać. A ja wiem, że dziś to ja coś takiego mógłbym napisać. Aż mnie pusty śmiech bierze!
Bo podobno mam typ osobowości "adwokad diabła". Podobno polega to na tym, że koncentruję się na złych częściach życia (np. depresje, fazy...) i jakimś niepojętym sposobem czerpię z tego radość... Ja powiem więcej - JA ŻYWIĘ SIĘ CUDZĄ DEPRESJĄ! Daje mi ona energię witalną - energię życia...
Ha! Więc tym sposobem odkrywa się to co zakrytym było. Bo dlaczego ja kocham Agnieszkę? To proste - bo ona jest niewyczerpalnym źródłem czystej depresji. Instynktownie przywiązałem się do miejsca karmienia!...
I oto, drodzy czytelnicy, dnia siódmego wszystko okazało się być pętlą nieskończoności. Bo czymże była ta bierna zgoda na śmierć, która przychodziła z mych rąk? Niczym innym, jak tylko biernym pozwoleniem na wyssanie osobowości i depresji przeze mnie - WAMPIRA! Zatem nagle dnia siódmego wracamy do pierwszego, aby wtedy znowóż skoczyć o 10 lat wstecz i ujrzeć swoją okropną przyszlość i jeszcze okropniejszą śmierć w wieku, którego już nie pamiętamy.. I wtedy stajemy w obliczu dziesięcioletniego trzęsienia czasu zakończonego miłością do wampira...
Niniejszym kończę ten utwór literacki i nadaję mu tytuł "Dni", a pewnego dnia, gdy już się wszyscy zestarzejemy, opublikuję to rozpoczynając jednocześnie prawdziwe trzęsienie czasu. I znów wpadniemy w łańcuch zdarzeń...
Godzina 11:35. Jestem cholernie zmęczony. Dzisiaj pożeg...[tekst rozmyty]
Dodaj komentarz