Fazolka.
Nieśpiesznym, otępiale ciężkim ruchem X sięgnął po otwieracz. Byłby dokładnie tam gdzie być powinien gdyby nie to, że go nie było. Kurwa. X po raz kolejny podziękował wyszukanym eufemizmem mamusi za to, że urodził się niepoprawnym wzrokowcem. Będzie musiał otworzyć oczy. Chuj. Tym razem wdzięczność została skierowana w stronę tatusia. Za skłonność do zasypiania przed ekranem. Jasność rozlała się po jego świadomości, niczym wezbrane wody kineskopowej powodzi, którym nie mogła oprzeć się wątła tama sennej pół-świadomości. Homer może se kij w dupe wsadzić. Gniewny, rozbudzony krytycyzm kazał wytapetowanej pani z ekranu ssać rowy melioracyjne. I dobrze. Przynajmniej wiedział, że żyje.
Otwieracz okazał się leżeć o pół dłoni dalej niż zazwyczaj, co doprowadziłoby X do ataku spazmatycznej fuii gdyby nie fakt, że i tak musiał poszukać puszki. Podręczny zapas wyczerpał się, więc musiał sięgnąć do żelaznych rezerw. Szaro. Szaro. Ojaciekurwapierdole szaro. Hołd Normalnemu człowiekowi. Używszy nadprzyrodzonych zdolności przemieszczania się po największym nawet śmietniku (jakim sypialnia X niewątpliwie w tym momencie była) dorwał się do zasobów Fazolki skrytych pod stertą rzeczy "świeżo do uprania".
I nagle X zapragnął zacząć dzień inaczej. Zatem powlókł się do łazienki, umył, zesrał, zjadł, ubrał, blabla. Lecz kiedy zbierając się ku końcowi przygotowań rozpoczął poszukiwania pilota... "Wczoraj sejm przyjął ważną ustawę o powszechnym obowiązku kupowania wiaderek firmy..." Znalazł pilota. Ale było już za późno. Dzień spierdolony od rana do wieczora. Jedynym ratunkiem...
Pochwycił w dłoń swą szalachetną otiweracz czysty i bezgrzeszny, gdyż krwią niewinnych nieskalany, i jął nim ciąć blachę niczym dostojny orzeł, rozcinający pazurami brzuch parszywego szczura. I znów Homer może jechać ryjem po przepalonej żarówie... I już byłby otworzył puszkę ale coś go powstrzymało. Musiał się upewnić, sprawdzić. Etykietka. "Konserwowa fazolka w puszce. Najwięcej na rynku środków koloryzujących w fazie motywacyjnej. Działanie 12-godzinne." Nie miał już wątpliwości. Jednym sprawnym ruchem otworzył puszkę. Była pusta. Pusta w przestrzenno-empirycznym tego słowa znaczeniu. Kolorowo. Kolorowo. X radośnie podskoczył i wybiegł z domu do pracy, z zadowolonym uśmiechem na niepoprawnym ryju optymisty...
Dodaj komentarz