Potyczka. Formalna, bo formą tylko istniejąca....
Spotkali się więc Pierwszy z Drugim na ziemi ubitej, acz miękkiej i nieco nawilgłęj, jako że deszcz spadł owego dnia nad ranem, nieco po wschodzie, ale, ku ogólnej satysfakcji, padać przestał przed południem, koło jedenastej. Za czym powstało otóż ogólne poruszenie i ludnośc z okolicznych okolic okoliła okrężnie i ostentacyjnie okrągły i okazały okrąg, na którym totalna bitwa rozegrać się, ogólnie rzecz ująwszy, miała. Pierwszy rozstawił tamże tablice czarne, nieco zielonkawe, i kredy zapas przyniósł i tomiszcza opasłe rozlokował, a w tomiszczach wzorce tajemne i twierdzenia niedowodliwe. Drugi zaś wierzbę płaczącą posadził dość rosłą, w jej cieniu staw utworzył z liliami wodnymi i świerszczami przygrywającymi, ławę postawił w lipy cieniu zaś przed ławą biurko mahoniowe ze świecą nieodzowną.
Gdy lud zgromadzony przerzedzać się jął nieco, ze względu na porę obiadową, rozpoczęła się bitwa, której sędzią był wrzechświat, z asystentem postaci neutralnego neutronu. Więc Pierwszy jako pierwszy rzucił na pierwszy ogień sumę nieśmiałą, którą drugi z łatwością obalił stawiając jej jako czynniki jednostkę z ogółem, doprowadzając do ogółu niegroźnego wszakże, bo w czymże ogół może być groźnym. Za czym Drugi zaripostował metaforą siarczystą, której z pyska para buchała, a trzewia rozgrzane formą nieograniczoną, jarzyły się niczym wnętrze wulkanu. Pierwszy jednak ujął ją w ramy przestrzeni rzeczywistej i sprasował do płaszczyzny, prostej, przedziału (0,1) i tak nieprzerwalnie redukował jej rozmiary nie tracąc na ogólności, aż ledwie tyci odcineczek na kredowej tablicy z niej został, który to odcinek Pierwszy, ledwie machnięciem ścierki, starł.
Pierwszy już rozgrzany pracą, jął funktory nieprzerwanie na tablicy tworzyć, a każdy z funktorów zęby mial relacyjnie ostre i apetyt na argumenty niezmierzony. Mając takich funktorów sforę trzech tuzinów, rzucił ją Drugiemu na pohybel i jął jedno z tomiszcz opasłych wertować, na wyniki oczekując. Drugi nie na żarty przeraził się, gdy mu funktory już biurko mahoniowe, przepiękne jęły nadgryzać, lecz wtedy właśnie epitety jął sprośne i nieprzyzwoite z gardzieli swej wytrząsać, a każdy epitet obleśniejszy i sodomiczny bardziej od poprzednika. Funktory nijak przez te epitety przegryźć się nie mogły, gdyż co który jeden epitet dopadł, ażeby go przetworzyć, zaraz z tego przetworzenia coraz to nowa potforność, jeszcze od poprzednich straszniejsza, się z drugiej strony wyłaniała. Straszny zgiełk bluzgów rozszedł się po polu bitwy, lecz i ten wkrótce ucichł, gdyż epitety połączyły się, upraszczając jednocześnie, aż powstała jedna ogromna "KURWA" i jak huknęła, tak wszystkie matematycznie perfekcyjne funktory w pył obróciła.
"KURWĘ" ujrzawszy przeogromną, Pierwszy rzucił tomiszcze na ziemię i jął intensywnie rozmyślać, jak tu nowego wroga pokonać, gdy tamta tymczasem kurwiąc się i hukając rozgłośnie zbliżała się nieubłagalnie. I wtedy Pierwszy w nagłym rozbłysku geniuszu, króciutką definicję na tablicy sprawnie kredą na smarował i potężnej "KURWIE" przydał, za czym teraz już malutka "kobietka sprzedająca swoje wdzięki" uciekła, wstydliwie owe wdzięki zakrywając. Pierwszy podjął tomiszcze z wyschniętej już ziemi, i po namyśle krótkim, jął formułę wypisywać na tablicy skomplikowaną. Tak na tym pisaniu noc Pierwszego zastała, że gdy skończył to ledwie dojrzeć było można, iż formuła twierdzeniem się okazała z mnogością macek stałych i zmiennych, kolcami kfantyfikatorowymi i tak npchana operatorami, iż jej niedowodliwości dowieść za życia ludzkiej rasy nie sposób.
Ruszyło więc wielkie twierdzenie wolno bardzo, gdyż do każdego ruchu przekształcenie musiało stosować wielce skomplikowane, ślimacząc tak mocno, iż ranek zastał je ledwie przybywające na Drugiego teren. Drugi tymczasem stał i myślał długo, także działać począł dopiero o krok przed swoją zagładą niechybną. Rzucił się szybko i wysiłkiem nadludzkim twierdzenie wołaczem usidlił, dodając epitetów szlachetnych w celu więzów wzmocnienia. Wiedząc, że długo się ten zaczep utrzymać nie może jął macki zmiennych twierdzeniu obcinać i stałe wyrywać przy pomocy demagogicznych okrzyków, aż żadna nie pozostała, po czym jedno tylko słowo wepchnął twierdzeniu w trzewia, które to słowo "prawda" brzmiało. Twierdzenie zabulgotało i zawyło nie mogąc w swym chaosie i niedowodliwości ostoi dowodu prostego znieść, następnie kwikło i skurczyło się do prawdy najszlachetniejszej i tautologicznie absolutnej - do Absolutu prawdziwego.
Pierwszy ujrzawszy Absolut krzyknął z rozpaczą i jął wszelkie możliwe przekształcenia weń rzucać, które Absolut jednak ignorował do prawdy wyliczając się bezbłędnie lub w nicość przewracając inne czynniki, jako nieprzystosowane. Pierwszy w przerażeniu uciekł się nawet do logiki dialogowej, którą jednak Absolut skwitował słowami "To JA mam rację!" cały plan w niwecz obracając. Pierwszy tymczasem dalej szalał coraz to insze przekształcenia stosując, gdy wtem, możliwe iż przypadkiem, z fałszu Absolut wyimplikował. Wyimplikowana z fałszu prawda, prawdą pozostała, lecz zachwiała się w swej pewności - bo czy z fałszu najczarniejszego prawda absolutna wywodzić się może? Widząc odmianę losu szczęśliwą Pierwszy jął dalej naciskać implikując dalej z fałszu, aż Absolut, obłudnie już tylko prawdziwy, zapłakał nad swym fałszywym rodowodem i w siebie się zapadł nieokreśloność po sobie zostawiając.
Tak bitwa trwała nieprzerwanie przez tydzień z hakiem drobnym i na pizzę przerwą, jednak rezultat jej nierozstrzygniętym pozostał. Rozeszli się więc Pierwszy z Drugim do domostw swoich, aby tam w osamotnieniu sromocić się nad klęską swoją, jaką była niemożność zmożenia adwersarza.
Ty Gombrowiczu i Ty Lemie! Gdzieżeście wy odeszli w czasach dzisiejszych, gdy jedno Balcerowicz odejść musi?