Errata do samego siebie.
Stojąc w obliczu samounicestwienia emocjonalnej powłoki mój chory egoizm i skurwysyństwo zaczynają same wyłazić na wierzch. Śmieszne to i głupie. "Jesteś wspaniały" , "jesteś cudowny" , "brakuje mi tego, jak mnie broniłeś" , "ty bez przerwy robisz coś dla mnie nie dając mi się nawet odwdzięczyć" ... Słucham, czytam. I co one we mnie widzą. Marną iluzję przysłaniającą prześliczne egoistyczne ścierwo. Rzucam się w wiry obcych sobie spraw tylko po to by przećwiczyć manipulowanie innymi, a potem jestem za to gloryfikowany. Oddaję innym prawo decydowania o moim losie tylko po to żeby następnie wpędzać ich w decyzje zgodne z moją wolą. Stwarzam wokół siebie kolejne chore sytuacje, toksyczne związki, odbierając innym prawo do potasowania z góry ułożonych kart. Rzadko nie mam kontroli nad sytuacją. Nigdy nie mylę się w przewidywaniach. Gram na ludzkich emocjach, wypalając wszystko wokół. Po co?
Smród starych petów mieszał się z zapachem potu i wymiocin. Kilka pół-neptków leżało bezwładnie na kanapach, dywanach, łóżkach, fotelach. Skacowana postać właściciela lokum przemieszczała się powoli, niepewnie lawirując między ciałami. Jedno z nich niemrawo poruszyło się. Podnosząc głowę wydało z siebie głososkrzekocharkot: "Ale zajebista impra, nie stary?" i nie oczekując odpowiedzi rozluźniło mięśnie, zapadając w odwieczny sen. "Tak. Zajebista." odpowiedział gospodarz, wiedząc, że i tak nikt go nie słucha. Odszedł kulawym krokiem, aby za chwilę niemrawo zabrać się do sprzątania...
Naprawdę zajebista impreza...