32-letni pacjent został przyjęty do szpitala z powodu bólów brzucha zlokalizowanych w nadbrzuszu, wymiotów oraz odwodnienia z towarzyszącą hipotonią. Choroba rozpoczęła się w nocy poprzedzającej przyjęcie do szpitala silnym bólem brzucha oraz wymiotami początkowo treścią pokarmową, a następnie żółcią (bez domieszek patologicznych). Chory oddał w trakcie dnia jeden luźniejszy stolec.
Wtorek 21.03 koło 19:00. Izba przyjęć dogaduje się z oddziałem IV szpitala zakaźnego. Ja leżę i się nudzę. Jak na ten dzień obecne samopoczucie ujdzie. Ogólnie jestem rozluźniony i cholernie zmęczony tym pieprzonym dniem. Dobra. Spędzę te 2-3 dni w szpitalu i będzie luz. Do przeżycia.
Wreszcie dogadali się. Dostaję miejscówkę u biegunkowców. Zawiozą mnie tam wózkiem. Po co? Nie wiem. Chodzić przecież potrafię, nie? Przylazłem przecież z samochodu na własnych nogach, nie? Wstaję, robię parę kroków, siadam na tenże pieprzony wózek i stwierdzam niezbity fakt: "ja zaraz stracę przytomność." Kurwa.
Przy przyjęciu chory bez gorączki w stanie średnio-ciężkim z hipotonią 60/40 mmHg. W badaniach dodatkowych stwierdzono leukocytoze 25 tys (90% segmenty), hipocholesterolemię i hipoalbuminemię.
Kto z was nigdy nie doświadczył gwałtownej hipotonii ten nie wie co traci. Może mieliście zaćmienia po wódzie, hajowe wytłumienie, czy urwane filmy - ale do hipotonii to się nie umywa. Dlaczego? Bo gwałtowna hipotonia trafia się nagle. To nie jest tak, że jesteś coraz bardziej pijany z godziny na godzinę, ani coraz bardziej zjarany z minuty na minutę. To się dzieje w około 10-15 sekund. Najpierw gwiazdki - normalna oznaka niezbyt dobrego samopoczucia. Po 3 sekundach zaczyna się robić coraz ciemniej. Po kolejnych 8 już jesteś prawie całkowicie ślepy. Ale zanim to nastąpi zaczyna szumieć w uszach. Szum szybko ustępuje - bo przestajesz słyszeć cokolwiek. Jakby się głowę wsadziło pod wodę. A tymczasem ledwie przytępiony mózg rejestruje dokładnie wszystko co jest w stanie zarejestrować zanim świat ucieknie całkowicie.
A zatem kulturalnie i spokojnie poinformowałem otoczenie, że stracę przytomność. Nie uznałem braku wzroku i słuchu za dostateczne powody do wrzeszczenia "Umieram!". Nie ma to jak zderzyć się po raz wtóry z gwałtownym spadkiem ciśnienia. W tym momencie wokół mnie rozpętało się piekło, choć ja niezbyt się przejąłem - może dlatego, że i tak niewiele widziałem. Generalnie pędziliśmy przez szpitalne korytarze i przejścia między budynkami: ja na wózku, dwie pielęgniarki przy wózku, a obok rodzina. Zdążyli mnie podpiąć pod kroplówkę i jedna z pielęgniarek zasuwała z flaszką w wyciągniętej nad głowę ręce. A cała zabawa trwała może 2 minuty. I wtedy wkroczyliśmy na salę.
I wtedy stwierdziłem, że chce mi się srać.
Szpital zakaźny na wolskiej jest luksusowy - kibel przy każdej sali. Więc, informując uprzednio o swoich potrzebach okolicznych widzów, zrobiłem te dwa chwiejne kroki od wózka do kibla, spuściłem gacie nie bacząc na godność osobistą (bo jak tu zamknąć drzwi będąc półprzytomnym i walcząc z wieszakiem od kroplówek?) i pieprznąłem swoją dupę na klop. I wtedy uderzył mnie w pysk fakt, który niejednego może zaszokować.
I wtedy poczułem, że nie mam dupy.
Nieraz zdarzyło wam się obudzić ze zdrętwiałą ręką, albo poczuć odrętwienie w stopie na długim wykładzie, czy posiedzeniu. Ale wtedy kilka sprawnych ruchów i już mrowienie informuje uprzejmie, że ta ręka jest jednak jeszcze żywa i w dodatku własna. Ale jak się zdrętwieje od pasa do pół-uda to jest problem z górnej półki. Pogłaskanie się po biodrze - nawet intensywne - informowało mnie jedynie, że coś tam niby jest, ale jakby nie moje. Kurwa! Zabrali mi dupę! Ale był fakt jeszcze istotniejszy, który uderzył mnie nieco później.
Kurwa! Zabrali mi chuja! Nie czuję chuja! Niby coś w ręce mam ale to jak nie moje!
Zatem długo siedziałem na kiblu, podsrywając nieco i kontemplując fakt, że z męskich rzeczy to już nawet lewa ręka mi nie pozostanie. Powoli odzyskiwałem wzrok i słuch, zaś gawiedź wyczekiwała mojego wyjścia z przybytku rozmyślań. Cóż począć było - nic tylko się podetrzeć i podnieść nieswoją dupę i pójść się położyć.
Wy nie znacie uczucia zdrętwiałej dupy, choć wiecie, czym jest zdrętwienie. Kompletny brak czucia. Dotykasz i nic. Ale owego dnia dowiedziałem się jednej niezmiernie istotnej rzeczy. Dowiedziałem się mianowicie, że układ nerwowy jak nie czuje jakiejś okolicy skóry to usiłuje się dowiedzieć o co chodzi i wzmacnia bodźce wszystkich nerwów, jakie są w pobliżu. Dowiedziałem się także, że unerwienie odbytnicy nie jest częścią unerwienia skóry. Jeśli kiedyś zdarzy wam się zdrętwienie dupy - koniecznie podetrzyjcie się tak, jak zwykle to robicie - ból przy biegunce to pikuś w porównaniu do tego uczucia. Byłem w tak ciężkim szoku, że aż musiałem się podetrzeć po raz drugi, żeby się upewnić, że to nie omamy. Zabolało jeszcze bardziej. Ale ze mnie idiota, nie?
Po tych jakże istotnych doświadczeniach życiowych powstałem, aby udać się na zasłużony spoczynek na szpitalnym wyrze...
C.D.N.