• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Blog Dziwnego pojeba.

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
28 29 30 01 02 03 04
05 06 07 08 09 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31 01

Kategorie postów

  • Elektroakustyk (3)

Strony

  • Strona główna

Archiwum

  • Lipiec 2008
  • Lipiec 2007
  • Lipiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Wrzesień 2004
  • Maj 2004
  • Marzec 2004
  • Listopad 2003
  • Październik 2003
  • Wrzesień 2003
  • Sierpień 2003
  • Lipiec 2003
  • Czerwiec 2003
  • Maj 2003
  • Marzec 2003
  • Styczeń 2003
  • Grudzień 2002
  • Listopad 2002
  • Październik 2002
  • Wrzesień 2002

Archiwum 12 maja 2003

Dedykowane OSIEM_CZTERY "Schizowy przystanek...

Usiadłem. Ławka bez oparcia. Brudna. Obdarta. Cudownie drzewniana. Zacząłem czytać. Bezcelowo. Nuda zaglądała przez ramię. Nawet palić się nie chce. Zapaliłem wbrew sobie. Czytać.
Nadgniły mózg stanął przed chorym zadaniem zeschizowania na czysto. Byłem na działce. Patrzyłem, jak chodzą, myślą, czują. To było to. Zapaliłem wbrew sobie. Bo oni palili. I znów wśród nich gdzieś obok. Wędrując poprzez alegrycznie brudne połacie niezrozumienia. Namiot, przyczepa, ognisko, stroboskop.
Przystanek. Czekam, aż Ona wysiądzie z autobusu. Jak na zawołanie rzeczywistość urywa się, trójgwiazdkowo rozdarta szerokim akapitem. Dziura. Autobus staje na granicy istnienia. Ona wysiada.
Od razu widać, że coś jest nie tak. Ktoś wydarł stronę, ku uciesze niedopowiedzenia. Coś kurwa jest nie tak! Poedszła, usiadła, coś powiedziałem. Huk zagłuszył moje słowa. Sam ich nie słyszałem. Pocałunek. Gadka-szmatka. Ona o coś pyta. A dla mnie to nieważne, to obok. Mówię byle co, nastawiając sobie jednocześnie schizęna punkcie płyty chodnikowej. Najpierw, że szara, potem, że pęknięta. Zatopiona w swoim brudzie tkwi jako przzedwieczny kaprys bogów i wyraz nieistotności wektoru czasu w zdegenerowanym R4.
Ona znów coś pyta. Tym razem ważne. Ale nie chcę mówić. Mo to moje, to nie Jej. Patrzę na nię. I nagle melanż na działce jest bardziej realny od niej, od moich uczuć. Uśmiecham się sztucznie, bo wcale mi nie jest do uśmiechu. Kładę głowę na Jej ramieniu, ale raz zdjęte klapki już nie są szczelne. Zmysły dają się oszukać. Ale ja wiem, że Jej nie ma. Pustka niby-rzeczywistości wdziera się pozazmysłowo wgłąb mózgu.
Ona się obraża. A może nie chce się spóźnić do szkoły. Wstaje, idzie. Poszła. Ja wyciągam kartkę, ale już jest mój autobus. Zdawkowym uśmiechem witam obojętnego na mnie kierowcę. Lubię z nim jeździć, bo on jest kozak i sprawnie przebija się przez najgorsze korki. Staję obok niego i zaczynam pisać. Miejsce siedzące wolne, więc siadam. Żeby zatracić sięw pisaniu. Wyrzygać schizę na sprasowaną, wybieloną miazgę drzewną. Wstrząsy autobusu przestają przeszkadzać w skupieniu.
Już wysiadam, wychodzę, kątem oka łapię czas. Jeszcze 3 minuty do zajęć. Idę, zapalam z przyzwyczajenia. Nie ma już schizy - została na kartce - ale zabrała ze sobą barwy rzeczywistości. Wszystko jest inne, dziwne, nieprzyjemnie nijakie. Wchodzę do wydziału, gasząc peta w szarym śmietniku. Podchodzę w górę po szarych schodach. Mijam kolorowo-szarych ludzi. Ich zwyczajność stała się nagle egzotyczna. Wchodzę do sali. Lejąc na wszystkich siadam z dala i wracam do pisania. Ale już się odechciewa pisać. Za szaro. Chyba się stąd urwę... Mam dość.

12 maja 2003   Komentarze (4)
Dziwny | Blogi