• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Blog Dziwnego pojeba.

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
30 31 01 02 03 04 05
06 07 08 09 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 01 02 03

Kategorie postów

  • Elektroakustyk (3)

Strony

  • Strona główna

Archiwum

  • Lipiec 2008
  • Lipiec 2007
  • Lipiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Wrzesień 2004
  • Maj 2004
  • Marzec 2004
  • Listopad 2003
  • Październik 2003
  • Wrzesień 2003
  • Sierpień 2003
  • Lipiec 2003
  • Czerwiec 2003
  • Maj 2003
  • Marzec 2003
  • Styczeń 2003
  • Grudzień 2002
  • Listopad 2002
  • Październik 2002
  • Wrzesień 2002

Najnowsze wpisy, strona 4

< 1 2 3 4 5 6 7 ... 18 19 >

Wieże

Jako człowiek świadom swoich czynów, błędów i takie tam... Oskarżam się: o kurestwo, głupotę, tępotę, bezmyślność, skurwysyństwo, chamstwo, debilizm; o zdradę, kłamstwo, kłamstwa, kłamanie, kłamliwość, oszustwo; o rany zadane, o głupie słowa i głupie czyny; o krzyk, wrzask, przeklinanie, złośc, kurwicę; o egoizm, egotyzm, egocentryzm; o błędy, błądzenie, błędne przekonania i błędne wnioski; o martyrologię, degrengoladę i krasomówstwo; o bezpodstawny hedonizm - bezduszne dążenie do zaspokojenia swoich potrzeb; o ból: zadany - bo zadałem i odzczuwany - bo przesadzałem; o milczenie, gdy należało mówić, mówienie, gdy należało milczeć i mówienie zbyt wiele, gdy mówiłem co mi ślina na język przyniosła; o zmarnowane sekundy, minuty, godziny, dni, tygodnie, miesiące, lata, dekady (dwie); o miłość: tą głupią, szczeniacką, bezproduktywną, tą dojrzałą, niedostateczną, tą własną, bezpodstawną; o ego - przerośniętą klęskę mojego wychowania; o pracę, której nigdy nie miałem; o branie, zabieranie, podbieranie, przebieranie; o dawanie zbyt mało; o dawanie zbyt wiele; o chuja, ktory za dużo ma do powiedzenia; o mózg i spaczone myślenie; o czułośc źle przeznaczoną; o Agnieszki, Agatki, Ule, Ole, Marty, Gosie, Natalie, Julie, Madzie i niektóre Kasie; o dekapitację cudzych marzeń; o wampiryzm emocjonalny; o narcystyczny samozachwyt; o onanizm intelektualny, fizyczny i cierpiętniczy; o fetysz defloracji; o nieprawą zazdrość; o marzenia; o samość [nie - to nie literówka]; o ekshibicjonizm emocjonalny; o niesmaczne łzy; o spóźnienie we wszystkim co robię; o pożeranie życia; o katharsis.

inspired: http://polityka.onet.pl/artykul.asp?DB=162&ITEM=1187165&MP=3

14 września 2004   Komentarze (6)

Płyty chodnikowe.

Jako dziecko często chodziłem tak, aby omijać popękane płyty chodnikowe. Stawiałem pewnie stopę na całej płycie, nie pozwalając nawet skrawkowi podeszwy wychylić się poza jej krawędź. Niektórzy podobno tak mają, części przechodzi, choć słyszałem, że są i tacy, co przez całe życie tak chodzą. Dzisiaj zauważyłem, że znów to robię. I przy okazji jeszcze zorientowałem się dlaczego przez całe swoje dzieciństwo chodziłem ze spuszczoną głową. Nazwałbym to pariodią logicznego myślenia.

Między pęknięciami w płytach i między płytami jest coś, co dzieci omijają, a dorośli przestali zauważać. Coś, co przeraża dopiero wtedy, jeśli się to widzi. Ślepota... Tak naprawdę to nic tam nie ma. A raczej JEST TAM NIC. Nihilistyczne, jednolite nic. I ja dzisiaj znowu zacząłem to zauważać. Boję się. Paniczny, otępiający strach, choć tak naprawdę się nie boję. Co płytę - za krótko ; co dwie - za długo ; naprzemiennie - niewygodnie ; po ukosach - za szeroko. I jeszcze równy rytm, nie trać tempa, raz, dwa, raz, dwa. Wybieram co dwie, żeby parzyście, żeby szybciej, żeby niewygodnie, ale wygodniej od innego niewygodnie. I koncentracja.

Gonię swój cień. Leży przede mną rozłożony na chodniku - marna plama mnie. I usiłuję go przydepnąć, wbić butem w ziemię i zostawić za sobą. Tak, pamiętam, robiłem jako dziecko i tak było dzisiaj... Przez całe swoje parszywe, "dorosłe" życie łaziłem byle jak, byle wygodnie, równym tempem, do przodu, nie patrzeć pod nogi. Kurwa. Nic mnie nie nauczyły lata dziecinne. Święci nie spuszczali głowy z pokory - patrzyli pod nogi, żeby stąpać tylko po solidnych, niepopękanych płytach chodnikowych. I tak skurwysyny lazły przez życie, aż ich kostucha dopadła i teraz tańczą ze świecącymi gównami nad głowami na bożych łączkach niebiańskich... O ile oczywiście nie wciągnęło ich nic spomiędzy krawędzi płyt...

13 września 2004   Komentarze (4)

Fazolka.

Nieśpiesznym, otępiale ciężkim ruchem X sięgnął po otwieracz. Byłby dokładnie tam gdzie być powinien gdyby nie to, że go nie było. Kurwa. X po raz kolejny podziękował wyszukanym eufemizmem mamusi za to, że urodził się niepoprawnym wzrokowcem. Będzie musiał otworzyć oczy. Chuj. Tym razem wdzięczność została skierowana w stronę tatusia. Za skłonność do zasypiania przed ekranem. Jasność rozlała się po jego świadomości, niczym wezbrane wody kineskopowej powodzi, którym nie mogła oprzeć się wątła tama sennej pół-świadomości. Homer może se kij w dupe wsadzić. Gniewny, rozbudzony krytycyzm kazał wytapetowanej pani z ekranu ssać rowy melioracyjne. I dobrze. Przynajmniej wiedział, że żyje.

Otwieracz okazał się leżeć o pół dłoni dalej niż zazwyczaj, co doprowadziłoby X do ataku spazmatycznej fuii gdyby nie fakt, że i tak musiał poszukać puszki. Podręczny zapas wyczerpał się, więc musiał sięgnąć do żelaznych rezerw. Szaro. Szaro. Ojaciekurwapierdole szaro. Hołd Normalnemu człowiekowi. Używszy nadprzyrodzonych zdolności przemieszczania się po największym nawet śmietniku (jakim sypialnia X niewątpliwie w tym momencie była) dorwał się do zasobów Fazolki skrytych pod stertą rzeczy "świeżo do uprania".

I nagle X zapragnął zacząć dzień inaczej. Zatem powlókł się do łazienki, umył, zesrał, zjadł, ubrał, blabla. Lecz kiedy zbierając się ku końcowi przygotowań rozpoczął poszukiwania pilota... "Wczoraj sejm przyjął ważną ustawę o powszechnym obowiązku kupowania wiaderek firmy..." Znalazł pilota. Ale było już za późno. Dzień spierdolony od rana do wieczora. Jedynym ratunkiem...

Pochwycił w dłoń swą szalachetną otiweracz czysty i bezgrzeszny, gdyż krwią niewinnych nieskalany, i jął nim ciąć blachę niczym dostojny orzeł, rozcinający pazurami brzuch parszywego szczura. I znów Homer może jechać ryjem po przepalonej żarówie... I już byłby otworzył puszkę ale coś go powstrzymało. Musiał się upewnić, sprawdzić. Etykietka. "Konserwowa fazolka w puszce. Najwięcej na rynku środków koloryzujących w fazie motywacyjnej. Działanie 12-godzinne." Nie miał już wątpliwości. Jednym sprawnym ruchem otworzył puszkę. Była pusta. Pusta w przestrzenno-empirycznym tego słowa znaczeniu. Kolorowo. Kolorowo. X radośnie podskoczył i wybiegł z domu do pracy, z zadowolonym uśmiechem na niepoprawnym ryju optymisty...

08 maja 2004   Komentarze (7)

Wrota Piekieł [bezinspiracyjne wyżywanie...

Gdzieś daleko za rzekami, za lasami, za górami i górwami... A może tuż za rogiem?... Są drzwi. Drzwi prowadzą do piekła. Ot tak sobie normalne, zwyczajne drzwi prowadzące do piekła. Z zamkiem na zasuwkę. Od wewnątrz. A co? Zbyt proste? Nie podoba się? Chcielibyście pewnie wielki, rzeźbiony portal z demonami w kolumnach, ognistymi łukami i trójgłowym cerberem odstraszającym nieprzyjaznych gości?.. No dobra.. Niech wam będzie. Drzwi strzeże kundelek, kóry wabi się Cerberek. Ale wołają na niego Fifcio. Może być? A zasuwka jest magiczna. Zacina się wtedy kiedy tego nie chcesz... No więc drzwi generealnie wyglądają jak wejście do sławojki. I jadą podobnie...

I przez te drzwi czasami wyskakują ogniki. Takie małe świecące chmurki fluorescencyjne. One są straszne... Razu pewnego dostałem się w zasięg rażenia jednego ognika. Nie zauważyłem go, bo był już stary i przygasający. Ale i tak przypierdolił mi całym swoim arsenałem. Zachwiałem się na nogach, łzy z oczu mi wycisnęło, ale szczęśliwie udało mi się wyrwać i uciec. Cieszyłem się, że nie był to pierwszorzędny ognik w kwiecie wieku. Inaczej zginąłbym niechybnie śmiercią straszną...

Zdarzyło mi się raz zobaczyć, jak przez drzwi te wypełzają dziwne, brązowe parówki. Było ich kilka zaledwie i poruszały się bardzo powoli, ale sam ich widok budził tak nieopisane przerażenie, że pierzchłem w popłochu i przez tydzień nie zbliżałem się do tego przeklętego miejsca...

Ale najgorszy demon, jaki wychodzi przez te wrota piekielne to istna zakała obu wymiarów. Twarz jego wygląda jak siedlisko najpaskudniejszego plugastwa, gromadzącego się między bąblami i w wągrowych zakamarkach. W jego obrzydliwej, krzywej mordzie czają się nieliczne już zęby przeżarte próchnicą. A z mordy tej wydobywa się tak przeokropny smród, że na własne oczy widziałem, jak umarli wstają z grobów i przenoszą swoje trumny na plecach w przyjaźniejszy klimat. Ciało potfora pokryte jest zielonkawo-brązowymi plamami i jest przygarbione, jakby złamane sprawiedliwą, boską karą. Pod pazurami jego gnieżdżą się pluskwy i karaluchy, zaś łachy na nim powiewające cuchną niekończącą się agonią. Istny Władca Piekieł...

Mój sąsiad.

28 marca 2004   Komentarze (13)

Przydałoby się kiedyś w końcu coś napisać...

Dziad. Stary zdziadziały dziad. Stary zdziadziały dziad moczy nogi. Stary zdziadziały dziad moczy nogi w misce koło chałupy. Bla bla bla. I ćmi fajurę. I gada. A jak gada to...

Z wieczora schodzi się lud po okolicy a czasem to i jaki przyjezdny przygrzędzi na oboku. Bo gadają, że dziad gada przedziwy. A i częstotak baby po wiosce gadają na rano zo wczora z wieczora pogadał dziadu. A dziadu gada, że jakobytako ma lat.. czysta! A jak mu czystej ze skoku nie chluśli to nic nie gada więcej, tylko mocza giczoły - ani chybot coby wodę wesysać boby niezgubnie się w cięgu rychłym zesechł.
A jak se golnie dziadu i gadnie to do zimków by nie przestał tylko problemże w tym co nikt by nie dosłuchł. Ale gada on po takiemu, że nikt nie pokumnie, ino poczuje. Bo jak gada to wiadomo kiedy na smutno kiedy na trwogo, kiedy na śmiecha, a kiedy na baczności stawać trza. I choć słowa nie rozumieja to historie na pamiątke ludziska znają...

Stenogram nr. 23 wersja poprawiona. wywiad nr. 340 agent R-ZI-35.

Ten fragment raportu świadczy jasno, że nasz agent odnalazł czarnego dziada lotu statku rozpoznawczego statku Jutrznia Panka. Wszystko wskazuje na to, że dziad już mocno zaśniedział i za parę lat nie będziemy w stanie odtworzyć zapisu lotu. Proszę o niezwłoczne pozwolenie na przechwycenie nagrania. Z poważaniem:

A.T. Ruchomy, naczelnik sekcji wywiadowczej sektora R.

Zezwalam.
   Szef.

A więc pewnego wieczora dziad nie wyszedł moczyć nóg i ćmić fajury. Został zabrany do kogoś, kto da mu czystej, wysłucha i - po raz pierwszy od wielu lat - zrozumie.

27 marca 2004   Komentarze (5)
< 1 2 3 4 5 6 7 ... 18 19 >
Dziwny | Blogi